sobota, 16 marca 2013

Essence Stay Matt 04 Silky Red - pierwsze wrażenia

Witam po dosyć długiej przerwie :)

Ostatnio w szafach Essence zaczęły pojawiać się nowe produkty. Nie żeby były to wyczekiwane edycje limitowane ;) Większość produktów nie była dla mnie zbyt zachęcająca więc wzięłam tylko prasowany biały puder i właśnie gdy miałam iść do kasy moje oko przykuły nowe matowe "szminki" w płynie/kremie Stay Matt. Do wyboru mamy 4 kolory, jednak ja od razu wiedziałam że wezmę czerwień.

I o mójty Boże co to za czerwień ;)
Jak narazie pokażę wam tylko jak produkt prezentuje się na ustach i jak wygląda po upływie czasu.

Tak wyglądał zaraz po nałożeniu ok 14:30. Jak widać nie starałam się nałożyć go suuuper równo, użyłam tylko gąbeczkowego aplikatora. Produkt jest bardzo napigmentowany, kremowy, łatwo się nakłada. Odcień jest przesuperaśny. Czerwień z niebieskim podtonem, taka jaką lubię najbardziej :)

Zaraz po nałożeniu od razu zauważyłam dużą różnicę tego kosmetyku w porównaniu z jego wersją z Manhattanu lub NYXa. Próbowałam obu i oba strasznie podkreślały każdą suchą skórkę, każdą niedoskonałość a same w sobie były bardzo "ciastowate". Essence wygląda.... same zobaczcie :)





Tak moje usta wyglądały o godzinie 18:30, światło dzienne



Moim zdaniem cały czas dobrze się prezentuje :)

A tak moje usta wyglądały na koniec dnia, ok 20 
(zdjęcie z lampą)

Jak widać, produkt już się zjadł ale bez lampy, w sztucznym świetle caly czas wyglądał zadowalająco. 
W ciągu tych 5-6 godzin nie poprawiałam ust ani razu, zjadłam 2 posiłki i deser, piłam itp.

Po pierwszym użyciu jestem zachywcona !

Pozdrawiam :D


Read More




poniedziałek, 4 marca 2013

Czyzby dalo sie przez telefon ??

Hej hej

Oto próba generalna dodawania notek przez telefon ;) czy wyjdzie, to sie okaże

Na wstępie z informacji organizacyjnych przepraszam za brak moich odpowiedzi na wasze komentarze. Coś szwankuje mi funkcja "odpowiedz" ale staram sie to naprawić. Zapewniam was ze wszystkie komentarze czytam i za nie dziękuje

A teraz korzystając z faktu iż siedzę sobie w centrum handlowym, w starbuck'sie (gdzie kawa wcale nie jest taka dobra i na dodatek droga ale maja darmowe wifi ) pokaże wam co dosłownie przed chwila kupiłam ;)

Pozdrawiam;)





Read More




sobota, 2 marca 2013

Tres Leches - viva la MeHiko Przepis

Hej hej

Kiedy zakładałam tego bloga zdecydowałam sie nie umieszczać w jego nazwie niczego ściśle związanego z urodą  ponieważ od początku chciałam umieszczać tu posty na wszelkie tematy od kosmetyków po moje przemyślenia na temat życia ;) W tej "modnej" blogosferze takiego bloga nazywają "Lajfstajlowym" (ale ja nienawidzę takie lanserskiego zapożyczania słów z angielskiego więc NIE BĘDĘ GO TAK NAZYWAĆ ;D )

Dzisiaj przyszedł czas na przeeeepis. Podczas mojego pobytu w Stanach miałam wielu znajomych pochodzących z Ameryki Południowej, w większości byli to Meksykanie bądź Brazylijczycy.

Tres Leches (czyli po Polsku "trzy (rodzaje) mleka") to bardzo popularne ciasto meksykańskie. Przepis który Wam tu zaprezentuje dostałam od starszej wiekiem meksykanki dawno dawno temu i ostatnio odkopałam go w czeluściach mojego komputera po czym stwierdziłam "czemu nie?". Jednocześnie, szukając po internecie znalazłam wiele bardzo podobnych proporcjonalnie przepisów więc nie roszczę sobie do tego tutaj żadnych praw autorskich :)
Od razu wspomnę również o dziwnych ilościach składników. Otóż, przepis dostałam w proporcjach na szklankę amerykańską (US cup) która objętościowo trochę różni się od takiej naszej szklanki (głupie, wiem). Dlatego tam gdzie ciężko było mi konwertować szklanki wstawiam gramy które odmierzałam na wadze. Kto takiej nie posiada zapraszam na fajną stronę www.piekarzynek.pl na której z łatwością można zmienić gramy na szklanki itp.

A teraz co do samego ciasta:

Składniki:
Na ciasto biszkoptowe:
- 285g Mąki Tortowej
- 115g MIĘKKIEGO masła
- Płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki soli
- 3/4 szkl. cukru + cukier waniliowy albo ekstrakt z wanilii
- 5 rozdzielonych jajek
- 3/4 szkl. mleka

Na masę mleczną
- Puszka mleka skondensowanego słodzonego
- Puszka mleka skondensowanego niesłodzonego
- trochę mniej niż 1/2 szkl. mleka

- Bita śmietana (ubita 30% kremówka)


1. Ucieramy masło z cukrem i wanilią aż całość zrobi się "puchata", ok 3 min

2. Cały czas ucierając, dodajemy po kolei 5 żółtek i ucieramy aż masa będzie przypominała kogel-mogel, ok 4 min

3. Kiedy masa się uciera, przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia i solą


4. Kiedy masło będzie odpowiednio utarte z żółtkami, dodajemy połowę mąki i mleka, mieszamy krótko i dodajemy drugą połowę mleka i mąki. Mieszamy do połączenia się składników

5. W osobnej misce ubijamy 5 białek na sztywno (polecam dodać szczyptę soli na początku ubijania)

6. Do masy dodajemy ubite białka i DELIKATNIE mieszamy do połączenia się składników
7. Ciasto przelewamy do uprzednio nasmarowanej masłem i wysypanej mąką (nie bułką !) blaszki (ok 23x33 cm) i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 180st. Pieczemy ok 25 min, do "suchego patyczka"

8. W międzyczasie mieszamy składniki masy mlecznej. Jak widać moje puszki nie są takiej samej objętości ale to nic.

9. Upieczone ciasto wykładam dołem do góry na papier do pieczenia i zostawiam do ostygnięcia po czym wkładam spowrotem do blaszki (można je też wyłożyć na jakiś dekoracyjny półmisek)

10. Widelcem nakłuwam całą powierzchnię ciasta

11. Na ciasto wylewam mleczną masę. Nie jest obowiązkiem użycie całego płynu, wszystko zależy od wilgotności ciasta po upieczeniu. Moje nie potrzebowało całej masy i resztę zużyję do kawy. Nie bójcie się mleka rozlewającego i pływającego po bokach. Tak ma być :)


12. Ciasto odstawiam na pół godziny, żeby mogło wchłonąć wszystkie płyny. Po tym czasie ubijam kremówkę z odrobiną cukry (ja dodałam mleka które mi zostało). Ja nie lubię dodawać zbyt dużo cukru ponieważ ciasto samo w sobie jest dość słodkie. Bitą śmietanę rozsmarowujemy na cieście i VOILA
SMACZNEGO !

ps. ciasto zdecydowanie jest na tej słodszej stronie. Nie uważam żeby było zbyt słodkie ale z pewnością nie jest to przysmak dla osób lubiących bardziej wytrawne smaki. Dobrym pomysłem jest podwanie go z jakimś kwaskowatym owocem dla kontrastu np. truskawkami. Ja niestety żadnych kwaskowatych owoców nie miałam

Dajcie znać jeżeli również je przygotujecie. Jest bardzo proste w wykonaniu, a zawsze to coś innego niż typowe ucierane ciasto "na niedzielę".
Pozdrawiam !


Read More




piątek, 1 marca 2013

Good Nude vs. Bad Nude. Pojedynek szminek.

Hej hej

Dzisiaj na szybko chciałam pokazać wam dwie szminki w odcieniu cielistym. Jedna była przez pewien czas dość popularna w internecie a drugą znalazłam przypadkowo w niedużej drogerii. Która wygrała pojedynek ?



W lewym ringu stoi:
Vipera Cream Color Lipstick nr 30


Zdecydowanie jeden z moich ulubieńców ! Osobiście nie jestem fanką cielistych szminek które "wymazują" usta. Zdecydowanie wolę lżejsze formuły, które łatwo można nałożyć, bez patrzenia w lusterko, w biegu. Produkt Vipery łączy nie tylko te ww. cechy ale także idealny jak dla mnie odcień. Moim zdaniem jest to idealny miks beżu i różu. Minusem jest fakt, że szminka nie jest zbyt trwała ale jest to wina jej lekkiej konsystencji. 

W prawym ringu możemy zobaczyć:
Rimmel kolekcja Kate Moss nr 14

Na zdjęciu może wyglądać niewinnie i całkiem sympatycznie, jednak nie dajcie się zwieść. Ta szminka to jeden z najgorszych odcieni nude jaki widziałam. Totalnie nie pasuje do mojego odcienia skóry - prawdopodobnie lepiej wyglądałby na ciemniejszej karnacji lub na czarnoskórych kobietach. Ja nosząc tę szminkę wyglądam niczym topielica świeżo wyciągnięta z rzeki. Dodatkowo taki "siny" odcień dodaje mi co najmniej 10 lat. Nie mogę za to narzekać na formułę produktu. Szminka jest kremowa, nawilżająca i napigmentowana. Jednak kolor dyskfalifikuje ją u mnie od razu na starcie :(

(jak widać w tubie odcienie nie różnią się od siebie zbyt wiele)




A jacy są wasi beżowi ulubieńcy ? Dajcie znać w komentarzach !



Read More




czwartek, 28 lutego 2013

Cudenka z Hameryki ? Wet'n'wild Megalast - recenzja

Hej hej miłe Panie


*Post ten jest pierwszym z wymyślonej przeze mnie serii "Cudeńka z Hameryki" gdzie postaram się przybliżyć wam produkty zza oceanu, które nie są zbyt znane a zasługują na uwagę :D*


Marka Wet'n'Wild nie jest bardzo popularna w Europie. Nie ma co się dziwić, ich produktów nie można dostać w sklepach stacjonarnych. Jest to bardzo niedroga marka kosmetyków kolorowych dostępnych w USA. Przychodzę dzisiaj do was z recenzją ich tanich (a dobrych?) szminek z serii Megalast Lipcolor Lipsticks.




Co mówi producent? : "Hialuronowe mikrosfery zapewniają niesamowitą przyczepność do ust, ekskluzywny kompleks polimerowy oferuje przyjemne uczucie i teksturę a naturalny roślinny ekstrakt Koenzymu Q10 a witaminy A i E pomagają wygładzić powierzchnię ust"



(zdjęcie z lampą błyskową)


(każdy swatch to JEDNO pociągnięcie szminki, niepoprawiane, naturalne światło)

Co mówię ja ?: Problem z tymi szminkami jest taki, że każdy kolor jest inny w swojej formie. Niektóre kolory są dosyć tępe i podkreślają każdą niedoskonałość a niektóre przypominają sobą szminki wysokopółkowe. Wszystkie kolory łączy jednak niesamowita pigmentacja i to że są kremowe (wszystkie odcienie z tej serii są w formulacji kremowej).

A teraz co do konkretnych kolorów


900b (Pink Sugar) - Niestety, najmniej lubiany przeze mnie odcień. Właściwie nigdy go nie używam, ponieważ na moich ustach zmienia się w dziwny do określenia odcień żółci. Jest też chyba najbardziej tępy ze wszystkich kolorów. Podkreśla też wszystkie suchości i niedoskonałości ust. 

903c (Just Peachy) - Delikatny pudrowy odcień różu, ten kolor również potrafi mieć humory i rozprowadzać się nieregularnie. Jednak kolor jest dosyć niespotykany i to mi trochę rekompensuje minus jakim jest konsystencja pomadki.


912c (In the Flesh) - Ten z kolei koleszka prezentuje już zupełnie inny poziom (i odtąd będzie już tylko lepiej ;) ). Piękny nasycony odcień różu przełamanego fioletem. Szminka ma bogatą konsystencję, nakłada się bardzo przyjemnie i nie wysusza ust. Ja lubić !

 904b (Rose-bud) - Kolejny z bandy kremowych zabijaków :) Ładny, codzienny róż. Kremowy, napigmentowany i trwały. Czego więcej chcieć ? :)


909d (Coral-Ine) - Piękna żywa czerwień. Bardzo unikalny kolor. Ciężko stwierdzić jej podton, generalnie rzekłabym neutralny ale gdyby się spierać, to można powiedzieć że więcej w niej ciepłych (ale nie pomarańczowych) tonów niż zimnych. Ja jestem typem lubującym się w "niebieskich" czerwieniach, kolorach "Śnieżki" ale ta szminka przez długi czas była moim wyborem jeżeli chciałam mieć czerwone usta na codzień. Nie ścierała się tak szybko, więc spokojnie mogłam ją nosić do pracy bez potrzeby latania do łazienki na poprawki. Jest też najbardziej kremowa z całej mojej kolekcji, ma wręcz wyśmienitą, bogatą konsystencję - po ustach sunie niczym masło :D
Słowem, jeden z ulubieńców.

Podsumowując, w większości, mogę śmiało polecić wam szminki Wet'n'Wild. Jeżeli zdarzy się wam okazja ich kupna (np. na ebayu czy allegro) i nie będą zbyt drogie (ich cena rynkowa to 1,99$ czyli około 7 zł) zachęcam do ich wypróbwania, ponieważ na rynku polskim nie widziałam niczego w podobnej konsystencji, napigmentowaniu i, co najważniejsze, cenie ! :)

Pozdrawiam !
Read More




niedziela, 24 lutego 2013

Wieczorna pielegnacja

Uwaga: Post ten jest przekopiowany z mojego drugiego bloga. Osoby które już czytały tego posta przepraszam ale jest on mi tu potrzebny do napisania następnych "pielęgnacyjnych" notek :)
Hej hej drogie panie

To co zobaczycie jest dosyć stałą rutyną która trwa już od dobrych kilku miesięcy. Nie jest to ideał ale póki nie zużyję tego co mam nie zamierzam niczego zmieniać.

Najdziwniejszą rzeczą może być fakt, że ja zaczynam swój demakijaż od peelingu i żelu do mycia twarzy. 
1. Aktualnie używam peelingu Sorayi (lubię też z Avonu dla cery z niedoskonałościami) który jest chyba najlepszym peelingiem gruboziarnistym jaki znalazłam w drogerii. Nie jest super i trochę męczy mnie jego zapach ale działanie mnie w miarę zadowala.

2. Do mycia buzi używam żelu iQ Derma, który, w zestawie z kremem, przywiozłam ze Stanów. Dziwne jest to, że po spłukaniu go, twarz nie jest aż skrzypiąca. Jest to jednak zamierzony efekt i muszę przyznać, że przy regularnym stosowaniu naprawdę przynosi zmianę. 

3. Następnie po wyjściu z łazienki zmywam makijaż oczu płynem micelarnym. Podczas mycia twarzy nie myję oczu jednak nie ochraniam ich jakoś specjalnie. Dzięki temu tusz jest rozmoczony i bardzo łatwo się zmywa. Nie muszę trzeć i wszystko schodzi bardzo ładnie. 
W tym momencie używam na zmianę miceli z Bourjois (bardzo lubię, mój ulubony zaraz po Biodermie) i Biedronki (jest ok)



4. Po demakijażu w twarz wmasowuję niewielką ilość kremu iQ Derma. Wchłania się on bardzo szybko więc używam go też pod makijaż. Co ważne jest on NAWILŻAJĄCY, a nie matujący jak większość produktów do cery tłustej

5. Następnie zwykle zakrapiam sobie oczy, bo do wieczora są już często bardzo suche i ciężko mi wtedy zasnąć. Bardzo lubiłam krople Visine Get the Red out, jednak skończyły mi się i aktualnie używam Refresh.

6. Zazwyczaj nie używam kremu pod oczy chociaż wiem że powinnam już zacząć. Kiedy jednak przyjdzie mi na to ochota używam kremu Lierac Diopticerne. Jest to krem przeciwko opuchnięciom i cieniom, a nie tak jak większość kremów pod oczy, przeciw zmarszczkom.

7. Przed samym snem na twarz nakładam na przemian (jednego dnia jeden produkt a durgiego następny, czasem robie sobie dzień lub dwa przerwy) serum do twarzy Lush - Full of Grace (różowa kostka) lub jabłkową maskę na noc (sleeping pack) azjatyckiej firmy Baviphat

8. Na usta nakładam Carmex lub balsam Purlisse. Ręce kremuję i jestem GOTOWA DO SPANIA !



A jakie są wasze wieczorne, pielęgnacyjne niezbędniki ?
Pozdrawiam i dobranoc !
Read More




sobota, 23 lutego 2013

Piatka wspanialych

Było już o produktach nie wartych swojej zawyżonej ceny.
Czas na zestawienie piątki wspaniałych - kosmetyków które bez wahania kupiłabym ponownie, niezależnie od ceny.

(wybaczcie przełamane kolory :( )

1. MAC Pro longwear concealer - Najlepszy korektor pod oczy, jeden z najlepszych na niedoskonałości. Bardzo wydajny (buteleczka ze zdjęcia ma już ponad pół roku), lekko płynny ale cały czas dosyć gęsty by zapewnić dobre krycie. Nie zbiera się w załamaniach i jest trwały. Jak na razie żaden drogeryjny korektor nie dorównał. Polecam !

2. MAC Harmony blush - Pod względem odcienia, róż ten pokonał u mnie Hoolę Benefitu. Co jest dziwne, produkt świetnie wygląda jako bronzer, czy też użyty do konturowania jak też użyty zgodnie z przeznaczeniem, jako róż. 
Jest to ciepły odcień herbatnika, bez pomarańczy. Warty swojej ceny, niespotykany odcień :D

3. Urban Decay eyeshadow primer potion - w odcieniu Eden. Jak dla mnie najlepsza baza pod cienie. Bezdyskusyjnie. Ja zmuszona jestem używać bazy za każdym razem, moje powieki nie przyjmują na siebie cieni - traktują je jak wroga numer 1 :) To co najbardziej lubię w tej konkretnej bazie to jej kolor - beż i jej właściwości kryjące, nie potrzebny jest cień cielisty - baza świetnie wyrównuje koloryt powieki.

4. Too Faced Shadow Insurance - Miejsce drugie w moim rankingu baz. Niestety słyszałam, że nowa jej wersja nie jest już tak imponująca. Ta jednak spełnia swoje zadanie w 100% i używam jej na zmianę z UD. Ta niestety nie ma koloru ale dla niektórych może być to plus dlatego w zestawieniu zamieściłam obie.

5. MUFE HD foundation - mój zdecydowany KWC jeżeli chodzi o makijaż wieczorowy. Muszę przyznać, że w ciągu dnia nie zachwyca mnie aż tak bardzo, światło dzienne nie leży na nim zbyt dobrze. Wieczorem jednak dzieje się coś zupełnie odwrotnego. MUFE nie ma wielkiego krycia. Określiłabym go jako średnie lub lekkie - przy cienkiej warstwie. Sprawia on jednak, że twarz naprawdę prezentuje się nieskazitelnie w świetle lamp, w klubie etc. Jest jednak jedna jego cecha która jak dla mnie przesądza o mojej miłości - podkład wygląda ŚWIETNIE na zdjęciach. Zainteresowane efektem fotoszopa ? Przejdźcie się do Sephory i poproście o próbkę !

Oto moja złota piątka. A teraz lecę płakać przy "Now is good" - polecam !



Read More




Return to top of page
Powered By Blogger | Design by Genesis Awesome | Blogger Template by Lord HTML